Ekologiczny serferosnowborder
Co za pogoda. Ni to zima, ni to wiosna. Tak naprawdę to bardziej jesień. Wszystko jest szare, bure i ponure. Na przemian leje deszcz i sypie śnieg. Nawiedzają nasz kraj Emmy i inne rozwścieczone kobiety. Rośliny, które zakwitły w ciepły dzień, zmarzły w zimną noc. Choć teraz, gdy piszę ten test świeci pięknie słońce, a temperatura powietrza wynosi chyba z - 50 stopni Celsjusza. I założę się, że gdy właśnie czytasz ten test jest podobnie.
To wszystko za sprawą globalnego ocieplenia, a sprawcą tego są, samochody. Jeździsz autem - nie narzekaj na pogodę, sam sobie ją popsułeś. Ostatnio jednak Renault wypuściło auto, które jest po pierwsze ekologiczne (silnik spełnia normę eco2 - nie wiem co to znaczy, ale brzmi nieźle), a po drugie sygnowane przez firmę produkującą odzież i sprzęt surferski i snowboardowy. A nazywa się ono Rip Curl. Clio Rip Curl.
Opis
PrzystojniakClio trzeciej generacji jest po prostu fajne. Idealnie wpisuje się w panującą obecnie modę na małe - duże autka klasy B. Ostro zarysowany przód z dużymi reflektorami (z doświetlaniem zakrętów - przydatny gadżet), wyrazista linia boczna i zgrabny tyłeczek. Genialnie! Szyku dodają 16 calowe felgi o ciekawym wzorze.
Czarne Clio przypomina nastolatka w workowatych spodniach z naburmuszoną miną mającą zaznaczyć zły charakter. No nie bardzo mu to wychodzi, ale robi świetne wrażenie.
Czym z zewnątrz różni się Clio Rip Curl, od zwykłego Clio? No więc... niczym. Ma napis na tylnej klapie i drugi napis na listwach bocznych. To wszystko. Dyskretne podkreślona wyjątkowość wersji Rip Curl i wszystko jasne.
Samochód o dobrym wnętrzu
W środku czeka na nas świetna kierownica, obszyta miłą skórą, wygodne fotele pokryte super tapicerką i przyjaźnie rozplanowana deska rozdzielcza. Materiały z których zrobiono kokpit są bardzo dobrej jakości i całkiem nieźle spasowane. Jak na skłonności Renault do robienia wnętrz przypominających dwudziestoletnią Ładę, Clio jest świetnie wykonane. Deska ma ciekawe kształty i nie sprawia kłopotów nawet kompletnym technicznym laikom. Przy okazji deski - znajdujące się w niej radio w połączeniu z głośnikami dostępnymi w tej wersji robi bardzo pozytywne wrażenie - gra świetnie.
Zajęcie pozycji za kółkiem, byłoby łatwe, gdyby nie kolumna kierownicy regulowana tylko w jednej płaszczyźnie. Bardzo szkoda, że producent popełnił ten błąd. Byłoby idealnie.
Fotele są wygodne, nieźle trzymają ciało w zakrętach, a podczas dłuższej podróży nie musimy obawiać się o plecy. Jak już odnajdziemy w miarę wygodną pozycję za kierownicą nie będziemy więcej narzekać. Z miejsca kierowcy widać dobrze w każdym kierunku, wszystkie potrzebne przyciski i przełączniki są na swoim miejscu.
Na tylnej kanapie jest tyle miejsca, że spokojnie zmieści się tam wielbiciel snowboardu ubrany w profesjonalny kombinezon, grubą kurtkę, gogle i kask. Obok niego zostanie miejsce dla surfera w krótkich gatkach i słomkowym kapeluszu. Oczywiście wszystko z firmy Rip Curl. No może oprócz kapelusza. Clio z tyłu naprawdę jest obszerne.
Bagażnik pomieści wszystkie potrzebne środki do pielęgnacji desek i mnóstwo zakupów - ma 288l. Nieźle. Dodatkowo funkcjonalność bagażnika podnoszą przegródki, które można sobie dowolnie ustawiać. Zmyślnie i praktycznie.
Co wersja Rip Curl znaczy dla wnętrza? No cóż, podobnie jak dla nadwozia - niewiele. Mamy napis na konsoli środkowej, kolejny napis na progach i czadowe, czerwone wstawki. Nie załatwiają one sprawy, bo dalej wnętrze Clio jest ponure, ale chociaż odrobinę podkreślają odmienny charakter małego Renault.
Turbo Czyli Emocje, Turbo Czyli Ekologia
Najciekawsza część testowanego Clio to z całą pewnością silnik. Niewielki, ale mocny. Ma 1.2 l pojemności, ale moc ponad 100KM. Wynik ciężki do osiągnięcia. Ale tutaj mamy turbo. I choć turbina jest wielkości skorupy ślimaka, to powoduje, coś co przechodzi wszelkie wyobrażenia. Aż chce się wciskać gaz głębiej, wyciskać z tego silniczka wszystko to, co potrafi. Dodatkowo samopoczucie poprawia funkcja overpower. Co to takiego? To taki seryjny dopalacz. No, może bardziej dopalaczyk. Na II, III i IV biegu dodaje nam 5KM i 6Nm. Wow, co za strzał mocy!
Charakterystyka silnika podobna jest do wszystkich silników z turbiną. Poniżej 2000 obr./min silnik praktycznie nie istnieje. Między 2000 a 5000 obr./min silnik czuje się najlepiej, dając spore możliwości. Wyżej kręcić nie ma sensu, bo auto hałasuje i praktycznie już nie przyspiesza. Spalanie nie zachwyca. Zdecydowanie Clio mogłoby mniej pić. Choć średnie wyniosło 7l/100km to przy szybkiej jeździe, do której turbodoładowany silnik zachęca, spalanie może urosnąć nawet do 9l/100km. A to już sporo.
Skrzynia biegów zastosowana w Clio, choć lepsza niż w poprzednich generacjach, wciąż nie jest idealna. Wyraźnie potrzebny jest jej Geriavit - szybka zmiana biegów? O nie, wtedy haczy i potrafi zgrzytnąć. No i brakuje jej szóstego biegu. Przy dłuższej jeździe ze stałą prędkością na piątym biegu, dźwięk silnika staje się uciążliwy. Gdyby skrzynia była lepsza, cały napęd Clio byłby idealny.
Jest jeszcze jeden element, który działa na niekorzyść całości. To układ kierowniczy. Wydaje się, że kierownica kontaktuje się z kołami poprzez Pocztę Polską, pisząc im czułe listy: "miłe kółka, oto zakręt, bądźcie tak miłe i lekko wychylcie się w prawo". A wszystkiemu winne jest koszmarne, elektryczne wspomaganie kierownicy. O ile na parkingu, czy podczas powolnej jazdy nie ma to znaczenia, o tyle przy większej prędkości daje o sobie znać. Trzeba się skupić na trafieniu przodem w zakręt. A jak szczęśliwie uda nam się wejść w łuk - pomoże nam dobre zawieszenie. Świetnie wybiera nierówności i nie powoduje mdłości na zakrętach.
Drogi sprzęt
O tym, że Clio jest dobrym autem zdążyliśmy się już przekonać. Teraz przekonujemy się do silnika 1.2 TCE. Ten duet niewątpliwie jest idealnie zgrany i obie strony świetnie do siebie pasują. Przy delikatnym traktowaniu (co jest prawie niewykonalne) pali jak zwykłe 1.2, ale jedzie jakby miał pod maską co najmniej 1.6. To główna zaleta tego silnika. Przy okazji jest "zielony" - żaden ekolog nie napisze na Twoim Clio 1.2 TCE obraźliwego hasła.
Pozostała jeszcze kwestia ceny. Grubo ponad 50 000zł za świetnie wyposażoną wersję Rip Curl 1.2 TCE. Ale mam dla Ciebie radę. Odpuść sobie Rip Curl i kup jakąkolwiek inną wersję obowiązkowo z silnikiem 1.2 TCE i problem ceny zniknie. Dbaj o pogodę - kup turbo!
Dane techniczne
Dane techniczne:Pojemność silnika: 1149ccm benzynowy (turbo)
Moc: 101KM przy 5500obr./min
Moment obr.: 145Nm przy 3000obr./min
Skrzynia biegów: 5 biegowa manualna
Napęd: przedni
0-100km/h: 11.1sek.
Vmaks: 184km/h
Zużycie paliwa: 7.6/5.0/5.9 [8.1/6.2/7.0 w teście] (l/100km) [miasto/poza miastem/cykl mieszany]
Pojemność baku: 55 litrów
Teoretyczny zasięg: 785 kilometrów
Wymiary: 3986/1707/1493 [długość/szerokość/wysokość] (w milimetrach)
Waga: 1100 kg
Ładowność: 488kg
Pojemność bagażnika: 288/[1038] l [po rozłożeniu siedzeń]
Liczba drzwi/Liczba miejsc: 5/5
Wyposażenie: wersja Ripl Curl
Cena: 53.000zł. [wersja Ripl Curl] 53.350zł [wersja testowana]
AUTOR (Tekst): Michał Wieczorkiewicz
(Zdjęcia): Artur Ławnik