W mojej dość już długiej "karierze" fana motoryzacji jedynie kilka razy zdarzyło się, żeby jakieś auto jednoznacznie zachwyciło mnie swoim wyglądem. Przeważnie były to zresztą auta wyczynowe, w odpowiedni sposób zmodyfikowane, również pod względem aerodynamicznym i stylistycznym. Lub modele niby "cywilne", ale jednak pochodzące z krótkich serii niezbędnych do homologacji rajdowych "potworów". Natomiast jeśli chodzi o auta seryjne... aż do niedawna trudno mi było wyciągnąć z zakamarków pamięci choćby jeden zachwycający model.
Sytuacja zmieniła się, gdy w 2010 roku w Paryżu Mazda pokazała światu koncepcyjne auto o nazwie Shinari. Jak już udało mi się opanować uparcie opadającą na podłogę szczękę, mocno trzymałem kciuki za to, żeby w wersji produkcyjnej udało się zachować choć część tych niesamowitych i absolutnie fascynujących kształtów konceptu.
Całe dwa lata minęły, zanim producent dopracował pomysł na tyle, żeby skierować go do sprzedaży pod postacią trzeciej generacji modelu 6. Na wystawie w Moskwie motoryzacyjny świat mógł się przekonać, że duch Shinari został zachowany. Część elementów designu została przeniesiona niemal bez zmian, część zmodyfikowano nieco pod dyktando zarówno kosztów wytworzenia, jak i użyteczności oraz ergonomii. Tym niemniej przepiękne proporcje nadwozia pozostawiono niemal bez zmian.
Co więcej - oprócz oczywistego sedana (oczywistego dlatego, że Shinari miała nadwozie tego typu), Mazda opracowała również wersję kombi, nie odbiegającą urodą od nadwozia czterodrzwiowego, a nawet w opinii wielu - przewyższająca je pod tym względem.
Zapraszamy do testu nowej Mazdy 6, z nadwoziem typu sedan, dwulitrowym "benzyniakiem" i automatyczną skrzynią biegów.
Opis
Bezdyskusyjna uroda
Opisu tego auta nie można zacząć inaczej - Mazda 6 trzeciej generacji jest niesamowitej wręcz urody. Żeby jednak w pełni docenić wszystkie kształty, krzywizny, krawędzi i przetłoczenia nadwozia, przyda mu się nieco makijażu - lakieru w odpowiednim kolorze. Testowany egzemplarz przyciągał wzrok opcjonalnym lakierem w głęboko czerwonym kolorze Soul Red. W czasie testu miałem okazję spotkać na trasie identyczny model, ale w kolorze srebrny metalik. Uwierzcie lub nie - przy naszej "testówce" był kompletnie niewidoczny.
W materiałach marketingowych Mazda uzasadnia takie, a nie inne kształty modelu 6 filozofią KODO, inspirującą się ruchem, witalnością, emocjami oraz siłą i zwinnością geparda. Zazwyczaj z dużą rezerwą podchodzę do takich historii, ale jeśli to właśnie taka filozofia stworzyła te przetłoczenia nad nadkolami i na masce, kształt przedniego grilla i reflektorów, linie płynące po boku auta i całą resztę fascynujących detali - nie mam nic przeciwko każdemu, nawet najbardziej oderwanemu od rzeczywistości uzasadnieniu.
KODO ma moją dozgonną wdzięczność również za to, że te wszystkie szczegóły i szczególiki perfekcyjnie ze sobą współgrają, tworząc z nadwozia Mazdy dzieło skończone i kompletne. Z każdej strony wygląda fantastycznie, emanując dynamizmem sylwetki, kusząc delikatnymi, chromowanymi wstawkami i zachowując delikatną równowagę pomiędzy kształtami obłymi i zaokrąglonymi, a ostrzej narysowanymi krawędziami. Testowany przeze mnie egzemplarz miał nawet wiele znaczące wytłoczenie "Giugiaro Design" na... zimowych oponach.
Środek już nie taki KODO...
Niesiony zachwytem wsiadam do wnętrza Mazdy i... No, cóż. Nie można powiedzieć, że jest jakoś źle. Ale szaro-bure, ciemne wnętrze, zaprojektowane ze zdecydowanie mniejszą finezją, niż nadwozie, trochę jednak rozczarowuje. Jakości wykonania i użytych materiałów oraz ergonomii po kilku dniach nie sposób nie docenić, bo stoją na wysokim poziomie. Ale gdy oczy, nasycone wcześniej kolorem Soul Red, napotykają czarno-srebrne powierzchnie, czasem matowe, czasem błyszczące, tak trochę topornie zaprojektowane i wykonane wyświetlacze tudzież ostro świecące po oczach kontrolki - trudno mówić o pełni szczęścia. Dopiero gdy palce przekonają się, jak dobrze każdy z tych elementów pracuje, jak jest miły i pewny w dotyku, jak intuicyjnie obsługuje się Mazdę po raptem kilku godzinach z nią spędzonych - oczy niechętnie, ale jednak godzą się na kompromis.
Tym bardziej, że i reszta ciała nie znajduje powodów do narzekań. Fotele przodu są obszerne, dobrze wyprofilowane i oferują sensowne trzymanie boczne. Szeroki zakres ich regulacji oraz regulacja kolumny kierownicy pozwolą większości kierowców zająć podręcznikową pozycję za "kółkiem". Tylna kanapa zatroszczy się równie skutecznie o nawet trójkę dorosłych pasażerów, choć ten siedzący pośrodku będzie nieco pokrzywdzony - jego miejsce jest węższe i oferuje mniej miejsca na nogi.
Uznanie, ale i pierwszą krytyczną uwagę, budzi bagażnik "szóstki". Mimo skromnego, nawet jak na sedana, otworu załadunkowego, oferuje on ponad 400 litrów pojemności. Jest przy tym tak głęboki, że sięgnięcie po jakiś drobiazg, który potoczył się aż do oparcia tylnej kanapy wymaga pewnej ekwilibrystyki. Nie wystarczy pochylić się i wsunąć górną część ciała do bagażnika. Trzeba postarać się bardziej, na przykład wejść jednym kolanem do środka. Póki auto jest czyste - nie ma problemu. W przypadku kiepskiej pogody lepiej chyba wyjąć zgubę od strony tylnej kanapy, odchylając jej oparcie.
A co tutaj krytykować? Gdy po dokładnym obejrzeniu bagażnika zatrzasnąłem pokrywę, w pierwszej chwili myślałem, że coś urwałem. Odgłos przypominał wrzucenie worka klocków Lego do malaksera. Trudno stwierdzić, czy to tylko coś się obluzowało, czy "ten typ tak ma". W każdym razie to chyba jedyna uwaga do jakości wykonania "szóstki", która zapadła w mojej pamięci.
Warto w tym miejscu podkreślić, że wyposażenie testowanej Mazdy było niemal kompletne. Dopłaty wymagały jedynie robiący wrażenie lakier oraz układ nawigacji opracowany przez firmę TomTom. Natomiast w cenie auta zmieściło się wiele udogodnień - tempomat, automatyczna klimatyzacja, czujniki parkowania, niezłej jakości sprzęt audio, pełna elektryka szyb i lusterek oraz wiele innych. Pod względem wyposażenia na pewno na Mazdę narzekać nie można.
SkyActiv
Pod tym tajemniczym terminem kryje się podejście Mazdy do konstruowania swoich modeli. Podejście, które zakłada wykorzystanie wielu nowoczesnych rozwiązań technicznych zarówno w obszarze układu napędowego, jak również jezdnego oraz nadwozia, w celu poprawienia osiągów aut i obniżenia zużycia paliwa. W materiałach reklamowych sprawa wygląda świetnie. Zaprojektowane zgodnie z tym podejściem Mazdy są lżejsze, szybsze i bardziej ekologiczne.
Opisywane dziś auto wyposażone zostało w dwulitrową, benzynową jednostkę napędową o mocy maksymalnej 165 KM i maksymalnym momencie obrotowym 210 Nm. Obie wartości osiągane są przy stosunkowo wysokim poziomie obrotów silnika - odpowiednio 6000 i 4000 obr./min. I w czasie jazdy trochę to czuć. "Szóstka" na niskich obrotach niezbyt chętnie zabiera się do pracy. Tym bardziej, że skrzynia dość specyficznie podchodzi do tematu redukowania przełożeń. Sprawia wrażenie, jakby nie przepadała za tą czynnością.
To wymaga od kierowcy odpowiedniej techniki jazdy. Jeśli chce zmienić bieg na niższy, powinien mocno "kopnąć" pedał gazu, ale błyskawicznie powrócić do poprzedniego położenia. Skrzynia bez najmniejszego szarpnięcia wykonuje wtedy redukcję i auto jest gotowe do mocniejszego przyspieszania. Bardziej płynnym wciśnięciem gazu taki efekt uzyskać jest bardzo trudno.
Pomijając nawet kwestie redukcji, skrzynia biegów Mazdy wydaje się bardziej dbać o oszczędność paliwa, ograniczenie hałasu i komfort podróży, niż o osiągi. W rezultacie auto jeździ mniej porywająco, niż wygląda. Dzięki stosunkowo miękko zestrojonemu zawieszeniu jest bardzo wygodne i nawet na drogach o kiepskiej nawierzchni nie katuje podróżnych ani niepotrzebnymi hałasami, ani wstrząsami.
Sensowna cena
Lektura cennika trzeciej generacji Mazdy 6 nie odstrasza potencjalnego nabywcy. Wręcz przeciwnie - wydaje się, że ceny auta są naprawdę rozsądnie skalkulowane. Niecałe 115 000 złotych za auto klasy średniej, które może nie jest piorunująco szybkie, ale za to doskonale wygląda i oferuje pasażerom i ich bagażom sporo miejsca oraz wysoki poziom wyposażenia i komfortu - to na pewno jest ciekawa propozycja. Wspomniane powyżej dodatki w postaci lakieru Soul Red i nawigacji satelitarnej podniosły cenę jedynie o niecałe 5 000 złotych.
Jeśli ktoś domaga się lepszych osiągów, może wybrać wersję z 2,5-litrowym motorem benzynowym o mocy 192KM. Dopłata w wysokości 20 000 złotych może się wydawać spora, ale tylko do momentu w którym odkryjemy, że najmocniejszy "benzyniak" występuje tylko z najwyższą wersją wyposażenia, wzbogacającą auto o kilka dodatkowych układów, m.in. aktywny tempomat, zestaw audio firmowany przez Bose, 19-calowe koła, skórzaną tapicerkę, łopatki do zmiany biegów czy kamerę cofania. Tak więc w cenie poniżej 150 000 złotych otrzymamy auto już całkiem szybkie i niemal perfekcyjnie wyposażone.
Ciekawostką jest również to, że producent oferuje sedana i równie rewelacyjnie wyglądającą wersję kombi w dokładnie tej samej cenie. Co do złotówki. Klienci na pewno docenią możliwość wyboru wersji nadwoziowej opartego jedynie na własnych preferencjach, a nie koniecznej do wyłożenia kwocie.
Dane techniczne
Dane techniczne:
Silnik: 4-cylindrowy, benzynowy
Pojemność silnika: 1998 ccm
Moc: 165 KM przy 6000 obr./min
Moment obr.: 210 Nm przy 4000 obr./min
Skrzynia biegów: automatyczna, 6-biegowa
Napęd: przedni
0-100km/h: 10,1 s
Vmaks: 209 km/h
Zużycie paliwa: 7,7/5,0/6,0 (l/100km) (miasto/trasa/średnio)
Zużycie paliwa w teście: 9,5/5,5/7,9 (l/100km)
Pojemność baku: 62 litry
Teoretyczny zasięg: 780 km
Wymiary: 4870/1840/1450 (długość/szerokość/wysokość) (w milimetrach)
Masa własna: 1330 kg
Ładowność: 645 kg
Pojemność bagażnika: 483 l
Liczba drzwi/Liczba miejsc: 4/5
Emisja CO2: 139 g/km
Opony: 225/45R17
Cena podstawowa: ok. 114 700 PLN
Cena wersji testowanej: ok. 119 600 PLN
AUTOR (Tekst+fot.): Rafał Siwiński