Prawie rok musieliśmy czekać na polską premierę Lotusa Exige S. Trudno mówić o tym, że mogliśmy się dobrze przyjrzeć autu. Do warszawskiego salonu Lotusa Exige S zawitał raptem na kilka godzin. Na prezentację dynamiczną i jazdy musimy niestety jeszcze poczekać
Mężne serce w kształtnej piersi
Tak o najnowszego lotusa można spointować w kilku słowach. Auto było dla Lotusa sporym wyzwaniem. Dany Bahar, ex szef firmy postanowił złamać tradycję i pod maskę auta upchnąć bardzo mocną jednostkę napędową. W rezultacie, ważącego niewiele ponad tonę małego sportowca popycha do przodu doładowane V6 o pojemności 3,5 litra i mocy 350 KM. Wyszła z tego prawdziwa machina piekielna. Silnik Toyoty wykorzystany do napędu nielekkiego bolidu wprost katapultuje auto z miejsca. Dość powiedzieć, że według danych katalogowych (ale chyba można im wierzyć) auto od 0-100 przyspiesza w... 4 sekundy!
Jadąc Lotusem wybierać można spośród trzech trybów jazdy Touring, Sport i DPM Off. Ten ostatni - najostrzejszy, pozbawiony (pomocy) jakichkolwiek elektronicznych przeszkadzajek.
Patrząc na to nieduże auto, aż trudno wprost uwierzyć, że udało się do wnętrza upchnąć tak wielki motor a Exige S to prawdziwy pocisk. Do tego, zgodnie z zasadami firmy, ekscentryczny i... ascetyczny. Wnętrze nie rozpieszcza kierowcy drewnem, skórzanym po0dszybiemk czy wykładzinami z wielbłądziej wełny. Jest trochę karbonu i aluminiowe podpórki pod nogi. I... ma wystarczyć. Ale nie oszukujmy się. Lotusa Exige S nie kupuje się dla komfortu tylko osiągów. Tym bardziej dziwi fakt, że auto spięto elektroniczna ostroga i napęd powinien się rozłączać przy niespełna 240 km.h. Hmmmmm?!
Jak jeździ Exige, niestety jeszcze nie wiemy. Ale, jest szansa że wkrótce się przekonamy
Artur Balwisz
fot. A.Balwisz