Ekologia, downsizing, cztery albo trzy, a nawet dwa cylindry i moc wyżyłowanego silnika uzyskana z pomocą turbiny. Współczesność odciska na nas piętno beznadziejności powodując, że zapominamy powoli jakie potwory jeździły po ulicach kilka(naście) lat temu. Jak brzmi V6, V8 czy nawet V12. To naprawdę rzadkość na drogach, a do niej z pewnością możemy zaliczyć wspaniały produkt japońskich instruktorów – Lexusa GS F z fenomenalnym lecz wiecznie głodnym 5.0 litrowym silnikiem z oznaczeniem V8.
Opis
Bardzo często na stołecznych drogach zauważam SUV’y z niemieckim rodowodem, które warczą, wyrywają do przodu i sieją postrach. Jednak nie jestem w zrozumieć jaki jest cel montowania w dużym aucie tak mocnego silnika. Uważam, że takie auto powinno przede wszystkim zapewnić nam duży komfort, bezpieczeństwo i uniwersalność użytkowania. O ile w stosunku co do dużych aut jest to dla mnie ciężkie do ogarnięcia o tyle limuzyna z blisko 500-konnym silnikiem jest wymarzonym połączeniem. Ktoś zapyta dlaczego? Bo lubię elegancki krój, komfortowe wnętrze i krzykliwy silnik oraz wydech.
Jednak i w tych moich pragnieniach potrzebny jest kompromis, który właśnie Lexus GS F potrafił mi zapewnić poprzez 4 tryby jazdy wybierane pokrętłem umieszczonym na tunelu środkowym. Najmniej porywający za to idealny do miasta wydaje się tryb ECO. Dzięki odpowiedniemu oprogramowaniu GS F potrafi delikatnie ruszyć ze świateł nie zrywając jednocześnie przyczepności i wszystkich mięśni karku. Tryb Normal mimo swojej nazwy bardziej przydatny jest na drodze krajowej nr 7 kiedy potrzebujemy momentami przycisnąć i wyprzedzić kilka aut, a przy okazji liczymy na dobrą współpracę z automatyczną, 8-biegową przekładnią.
Lexus GS F prawdziwym drapieżcą, nie godzącym się na żadne kompromisy staje się w dwóch pozostałych trybach. Sport i Sport+ dają prawdziwą frajdę podczas prowadzenia i potrafi wycisnąć z GS F’a niemalże ostatnie poty…a może raczej to on z nas wyciska maksimum? W każdym bądź razie warto wybrać się na kawałek pustego terenu z równym asfaltem i przetestować możliwości Lexusa. Pomóc mają w tym kolejne tryby jazdy w postaci Standard, Slalom i Track. Każda z dostępnych opcji pozwala wyciskać z GS F’a jeszcze więcej, doprowadzając się wzajemnie do granic wytrzymałości. Stwierdzam, że prędzej znajdziemy swoją granicę niż „lesia”.
Ale skąd te emocje? Czym tak się zachwycam? Zapewne już się domyśliliście, że całe halo wokół GS F’a rozbrzmiewa przez jego rzadko spotykany w obecnych czasach silnik. Widlasta ósemka (V8) o pojemności jakże ekologicznej, wynoszącej raptem 5.0-litrów, mocy 477 KM oraz zawrotnym momencie obrotowym 530 Nm. Szok wywołują nie tylko parametry na papierze ale także rzeczywiste osiągi. Prędkość maksymalna 270 km/h, a sprint do pierwszej setki zajmuje zaledwie 4,6 s. Co najgorsze, to nawet nie wiemy kiedy przekroczyliśmy w mieście prędkość, za którą stracimy prawko. Prawdziwą przyjemnością jest siedząca z tyłu głowy świadomość, że te cudo, które zamontowano pod maską Lexusa GS F pozbawiona została jakichkolwiek wspomagaczy w postaci turbin, kompresorów czy sprężarek.
Płynna jazda w luksusowo-sportowej limuzynie japońskiego koncernu sprawia, że każda minuta spędzona w korku będzie wzbudzała w nas przyrost agresji. Niesamowity układ jezdny jakim charakteryzuje się Lexus GS F najlepiej spisuje się na równej drodze z dużą ilością łuków i ostrzejszych zawinięć. Twardość zawieszenia regulujemy poprzez wybór trybu jazdy. Typowo torowe/autostradowe jak dla mnie to Sport/Sport+, gdzie czujemy się pewniej dzięki lepszemu czuciu auta i większej sztywności. Tryb ECO i Normal to rozwiązanie o wiele bardziej komfortowe do miasta. GS F zaczyna lepiej radzić sobie z nierównościami, a komfort podróży po dziurawych jak szwajcarski ser drogach staje się bardziej znośna.
Automatyczna skrzynia biegów spisuje się rewelacyjnie podczas jazdy w trybie ECO i obydwu sportowych nastawach. Budzi jednak moje wątpliwości jej styl pracy w trybie Normal, gdzie przełożenia są ewidentnie przeciągane, silnik wprowadzany jest na wysokie obroty a sama przekładnia jakby się zastanawia czy to już ten moment wrzucenia wyższego biegu czy może jeszcze będziemy chcieli wyrwać do przodu. Takie zachowania zaobserwowałem w trakcie jazdy po mieście, gdzie rzadko kiedy korzystamy z pełni mocy i nagłych zrywów.
Pozostając przy ruchu miejskim…zapomnijcie o pozostaniu niezauważonym. Może GS F nie jest najbardziej rzucającym się w oczy autem, to jednak niektóre elementy wyróżnią go pośród tłumu. Genialnie prezentują się 19-calowe alufelgi z przebijającymi spod spodu pomarańczowymi zaciskami, które wspaniale wyróżniają się na tle antracytowej czerni metalicznego lakieru karoserii. Efekt „WOW!” wywołuje ogólny krój Lexus’a. Napompowane nadkola, skrzela w przednich błotnikach oraz masywny przedni zderzak z ogromnym grillem i umieszczonymi na bokach dodatkowymi wlotami powietrza. Niesamowicie wyglądają przednie światła, ich nietypowy pocięty kształt potrafi hipnotyzować.
Tył również przekonuje, że GS F nie jest delikatnym „stworzeniem” a prawdziwą bestią. Projektantowi udało się wmontować na klapie bagażnika mały, zgrabny karbonowy spojler. Prześwitujące tylne światła (tzw. Lexus looki) idealnie współgrają z zadziornym „zadkiem”, który w dolnej części posiada aż 4 końcówki układu wydechowego. Co tam, że wygląda, on także brzmi i to jak. Z pewnością nie jest to żadna atrapa a prawdziwa zapowiedź emocji jakie czekają na nas w trakcie jazdy.
Wnętrze w całości kipi sportem. Pierwsze zetknięcie z czerwono-czarnym wykończeniem środka GS F’a przywołało mi na myśl skojarzenie wybuchającego wulkanu z zastygłą lawą. Czerń pokrywająca większą część wnętrza (podsufitka, deska rozdzielcza, tunel środkowy, kokpit centralny) została zgrabnie przełamana czerwienią skórzanej tapicerki foteli i kanapy tylnej, a także części boczków drzwi czy tunelu środkowego. Gdzie nie gdzie wpleciono karbonowe oraz aluminiowe wykończenia, nadając wnętrzu lekkiej elegancji.
Ogromną uwagę przywiązuję do komfortu jaki zapewniają fotele. Spodziewałem się twardych i krótkich siedzisk, jednak moje początkowe obawy szybko zostały rozwiane kiedy zająłem miejsce za kołem kierownicy. Dobre trzymanie boczne, długie siedzisko i otulająca miękkość pozwala wtopić się w fotel i skupić się na czerpaniu przyjemności z jazdy. Równie komfortowa są tylne miejsca. Duża ilość przestrzeni nad głową i na kolana oraz wygodna kanapa zapewni współpasażerom miłą podróż.
Doznania z jazdy najlepiej odbiera się jednak zajmując miejsce za kółkiem. Gruby wieniec trójramiennej kierownicy bardzo dobrze leży w dłoniach, a przyciski do obsługi multimediów przydają się w trakcie szybszej jazdy. Dodatkowo za kierownicą zamontowano łopatki zmiany przełożeń, co przekłada się na poczucie posiadania większej kontroli nad autem. Ale to złudne uczucie. Zegary to połączenie cyfrowe wyświetlacze, których czytelności nie poddaję żadnej wątpliwości. W centralnej części kokpitu na samym szczycie znalazło się miejsce dla dużego monitora, który jest centrum dowodzenia wszelkimi multimediami i opcjami udostępnianymi przez system Lexusa. Stąd także się dowiedziałem, że GS F oferuje kolejny tryb jazdy Individual. Zarządzamy z tego poziomu niemalże wszystkim co zawiera w sobie chociaż odrobinę elektroniki.
Dzięki rozmiarom i jakości wyświetlacza wszystko jest przejrzyste i czytelne nawet w słoneczny dzień. Ma to olbrzymie znaczenie w słoneczne dni, kiedy w niektórych autach nie jesteśmy w stanie odczytać wskazań nawigacji. Chociaż najistotniejsze jej informacje wyświetlają się przed nami na jednym z wyświetlaczy umieszczonego w miejscu zegarów.
Jak już jesteśmy przy jakości to warto wspomnieć o najwyższej półce części tekstylnej. Skóra jest miękka i przyjemna w dotyku, tak samo ta pokrywająca boczki drzwi czy kokpit. Jednak wyjątkowo milusińska wydaje się być podsufitka i podłokietnik, które pokryto alcantarą. Tak więc sami widzicie, że mimo sportowego charakteru wnętrze wykończono na najwyższym poziomie.
Nie ma co odnosić się do konkurencji bo na ten moment Lexus GS F jest dla mnie numerem jeden pośród aut ze swojego segmentu. I z pewnością jest to auto, które chciałbym mieć w swoim garażu. Jest tylko jedno małe ale…cena. Cennik GS F otwiera zawrotna kwota 451 400 zł. Wystarczy wybrać materiały wykończenia wnętrza czerwoną skórą Flare Red i karbonowe wstawki (3 450zł), pakiet multimediów (23 500 zł) i cena skacze do 478 350 zł. Jednak na kim robi wrażenie wydatek rzędu blisko 27 000 zł kiedy na starcie jest gotowy wyłożyć prawie pół miliona PLN? No właśnie ja też nie wiem, bo sam nie mam tego kłopotu.
Autor(tekst): Damian Goś
Dane techniczne
Dane techniczne:
Silnik: benzynowy, V8, 32V
Pojemność silnika: 4969 ccm
Moc: 477 KM przy 7100 obr./min
Moment obr.: 530 Nm przy 4800-5600 obr./min
Skrzynia biegów: 8-biegowa, automatyczna SPDS
Napęd: tylny
0-100km/h: 4,6 s.
Vmaks: 270 km/h
Zużycie paliwa: 16,6/8,1/11,2 (l/100km) (miasto/poza miastem/cykl mieszany)
Zużycie paliwa testowe: 13,5 (l/100km) (średnie)
Pojemność baku: 66 litrów
Teoretyczny zasięg: ok. 420 kilometrów
Wymiary: 4915/1845/1440 (długość/szerokość/wysokość) (w milimetrach)
Waga: 1790 kg
Pojemność bagażnika: 450 l
Liczba drzwi/Liczba miejsc: 4/5
Opony: przód 255/35 R19 – tył 275/35 R19
Cena wersji podstawowej: 451 400 PLN
Cena wersji testowanej: 478 350 PLN